piątek, 3 sierpnia 2012

PROLOG



W pokoju panuje ciemność. Ostatnio jest ona w tym domu codziennością. Nie ma osoby, która mogłaby go rozświetlić.

Na pozór nic się nie zmieniło. Wszystko stoi na swoim miejscu. Nawet porozrzucane po całej kuchni resztki jedzenia z ostatniej bitwy leżą tam, gdzie leżały.


Mrok i smutek ogarnął całą posesję. Nawet salon, który zwykle tętnił życiem, teraz zdaje się być swoją nędzną podróbką. Kiedyś był obiegany przez czwórkę wspaniałych przyjaciół. 


Teraz, gdy tamci odeszli, został już tylko On. Niestety nie taki sam jak dawniej. Nie ma już tego radosnego loczkowatego chłopaka. Pozostał tylko jego marny cień. Jednak gdyby spojrzeć wstecz na to, co przeszedł, nie jest to niczym dziwnym. W końcu byli to jego najlepsi przyjaciele. Ludzie, za których oddałby życie.  


Z nimi przeżył najwspanialszy okres w swoim życiu. To właśnie dzięki nim jest tym, kim jest. To właśnie dzięki nim nie jest już zarozumiałym, znienawidzonym przez wszystkich dzieciakiem. Choć według prawa nadal nim jest, bo ma zaledwie siedemnaście lat, to czuje się dojrzały… każdy fragment jego mózgu mówi mu, że przez tę wspaniałą przygodę jaką razem przeżyli, jest w stanie ruszyć dalej w świat. Oni po prostu nauczyli go jak żyć. 


Teraz jedyne co mu zostało to niesamowite wspomnienia. Wszystko, co tylko znalazło się w zasięgu jego wzroku przypominało mu o przeszłości. Po raz kolejny rozpamiętuje wszystko od początku. Sięga swoim umysłem aż do czasów X factora. To tam wszystko się zaczęło. Tam zyskał najlepszych przyjaciół, jakich mógł sobie wyobrazić. 


*bungalow Harry’ego*


Trzech chłopaków siedziało razem na kanapie. Między nimi od jakiegoś czasu panowała tylko i wyłącznie cisza, przerywana odgłosami żucia i przełykania jedzenia.  Nikt nie wiedział od czego zacząć rozmowę. Nagle usłyszeli donośny krzyk, jakby przerażenia. Wszyscy jednocześnie zerwali się, zostawili jedzone dania, złapali za najbliższe przedmioty, gotowi do obrony i pobiegli prosto do pokoju czwatego z nich.
-Zayn? – blondyn nieśmiało otworzył drzwi i powoli wszyscy weszli do pokoju. Zastali tam klęczącego chłopaka, próbującego powstrzymać łzy.  
-Nie.. to niemożliwe.Dlaczego? Jak ja teraz będę żył? – bredził mulat bez sensu, kołysząc się w przód i w tył. 
-Zayn co się stało? Coś cię boli? – dopytywał się Liam, delikatnie próbując przytulić kolegę. 
-Nie. Coś gorszego! 
-Chodzi o kogoś z twoich bliskich? – spytał Harry, rozglądając się wokół, szukając jakiejś wskazówki, co mogło tak wyprowadzić chłopaka z równowagi. 
-Można tak powiedzieć… Już go nie ma! Moje... Moje lusterko spadło na podłogę i się zbiło! – Zayn wskazał z wyrzutem na podłogę, na której leżały zbite kawałeczki szkła, a następnie rzucił się na łóżko ze szlochem.
Reszta chłopaków spojrzała na siebie ze zdziwieniem, po czym wszyscy jednocześnie wybuchnęli histerycznym śmiechem. Pokrzywdzony, po zrozumieniu głupoty problemu dołączył do nich, zaczynając turlać się po łóżku. Gdy śmiech powoli cichł, Harry zwrócił swój wzrok na Liama. W jednej chwili uspokoił się zupełnie i otworzył oczy szeroko ze zdziwienia. 
-Liam?.. Czy.. Czy ty trzymasz łyżkę? – zapytał się, wyciągając palec w kierunku trzymanego przez chłopaka przedmiotu.  
-Co? Jaka łyż… - w tym momencie Liam spojrzał się na swoją dłoń – Aaaaa! – krzyknął, wyrzucając sztuciec jak najdalej od siebie, co spowodowało kolejną salwę śmiechu. 
Każdy z nich nie mogąc utrzymać się na nogach, trzymał się najbliżej leżących przedmiotów, aby nie upaść. W pewnym momencie Niall stanął prosto, z poważną twarzą, po czym, po krótkim zastanowieniu, wciągnął głośno powietrze i wybiegł z pokoju, krzycząc na odchodnym: - Przez te wasze wybryki nie dojadłem swojego jedzenia!




Na twarzy Harry’ego pojawił się uśmiech przyozdobiony cudownymi, białymi zębami. Było w nim tyle szczęścia, ale jednocześnie jeszcze więcej bólu. Zacisnął z całej siły powieki nie chcąc, aby wyleciała spod nich słona ciecz. To wspomnienie nie należało do tych, przy których powinien płakać. Powinno przywoływać tylko przyjemne emocje.


Potrzebował wrócić do innych takich momentów. Chwil, w których czuli się tak szczęśliwi, jak tylko to było możliwe, a nawet bardziej. W jego głowie zaczął formować się nowy obraz.


*wytwórnia Syco*


Korytarzami budynku przemieszczali się kolejni ludzie, zmierzając w konkretnych kierunkach, nie zatrzymując się i tylko od czasu do czasu przelotnie witając się z mijanymi osobami. Wszyscy gdzieś się spieszyli. Wszyscy, z wyjątkiem czterech młodych chłopaków, którzy starając się nie przeszkadzać, już od jakiś 5 minut stali nerwowo pod drzwiami gabinetu. Napis na nich głosił „Właściciel wydawnictwa muzycznego Syco – Simon Cowell”.  Nastolatkowie wpatrywali się w niego z lekkim przerażeniem i jednocześnie z ciekawością. Ciszę między nimi przerwał Liam: 
-Chłopacy.. hm.. – odchrząknął, oczyszczając gardło - myślę, że powinniśmy w końcu tam wejść. Lepiej mieć już to za sobą, cokolwiek Wujek Simon ma nam do powiedzenia – mówiąc to spojrzał na twarze swoich przyjaciół, zdradzające niepewność i zdenerwowanie. Wszyscy spoglądając na niego, pokiwali bez przekonania głowami. Szatyn tylko westchnął, powoli wyciągnął rękę i głośno zapukał. Po usłyszeniu donośnego ‘proszę’ zza drzwi, pewnie nacisnął klamkę i wszyscy po kolei weszli do środka. Zastali mężczyznę, jak zwykle, siedzącego za biurkiem, pochylonego nad jakimiś papierami. Gdy znaleźli się w pomieszczeniu, podniósł głowę i zdając sobie sprawę z tego,  kto przyszedł, natychmast na jego twarzy pojawił się uśmiech. 
-Kogo ja widzę? Cieszę się, że przyszliście – powiedział podnosząc się i obchodząc biurko, aby przywitać się z każdym osobno. – Może usiądziecie? – wszyscy zgodnie ruszli w stronę kanapy, na której usiedli każdy w innej, dziwacznej pozycji. Sam Simon zaś, podszedł do biurka i oparł się o nie tyłem - Pewnie zastanawiacie się, po co was tu zaprosiłem. – Mówiąc to uśmiechnął się chytrze i spojrzał się na zespół. Wszyscy wpatrywali się w niego z wyczekiwaniem. – W takim razie może zacznę od początku. Zapamiętałem każdego z was od waszych pierwszych castingów. Może dla zwykłego człowieka nie wyróżnialiście się niczym specjalnym. Ot tak kolejni śliczni chłopcy próbujących swoich sił w jednym z wielu muzycznych programów. Jednak wiedziałem, że każdy z osobna mógłby osiągnąć wiele na scenie muzycznej. Sami więc widzicie, że wiedziałem co robię, formując was w grupę – w tym momencie chłopacy zaczęli gorąco potakiwać głowami, przytulając się do siebie i mówić jeden przez drugiego, że to była najlepsza decyzja, jaką mógł podjąć. Simon widząc jak zdążyli w tak krótkim czasie zrzyć się i zaprzyjaźnić, uśmiechnął się najszerzej jak potrafił, po czym przybierając znowu poważną twarz, zaczął ich uspokajać. – Czekajcie. To jeszcze nie koniec. Podczas trwania całego x factora, dostaliście wiele wsparcia. Nawet nie osiągając finału posiadaliście liczne grono fanek! Wszyscy dopingowali was w waszej walce. Louis Walsh stwierdził nawet, że będziecie następnym wielkim boysband'em – Na to wspomnienie na twarzach chłopców pojawiła się radość oraz duma. – Przez ten okres cały czas was obserwowałem. Wasze dojrzewanie sceniczne, wokalne, a także waszych relacji. Szczerze mówiąc sądziłem, że wygraną macie w kieszeni.  I wtedy nastąpił finał. Gdybyście wygrali nasza firma podpisałaby z wami kontrakt od razu. Kiedy jednak okazało się, że zajęliście III miejsce. – Chłopacy, na to wspomnienie, zaczęli kręcić się niespokojnie na kanapie. – Nasza współpraca nie była już taka oczywista. Powiedziałem jednak a wiecie, że nie rzucam słów na wiatr, że to jeszcze nie będzie dla was koniec. Teraz przechodząc do puenty… jako szef wytwórni Syco – kontynuował, zbierając i podnosząc jakieś papiery z blatu.- chciałbym, abyście spojrzeli na te kartki, przemyśleli to, co jest na nich napisane, a następnie, jeżeli wyrażacie zgodę, podpisali się w miejscach do tego wyznaczonych – podszedł do nich, wręczając każdemu kartki. 
Chłopcy zdezorientowani spojrzeli na arkusze. Widząc co one zawierają, dezorientacja przerodziła się w szok, poprzez niedowierzanie, aż po radość. Gdy upewnili się, że Cowell nie żartuje, proponując im stałą współpracę, zaczęli skakać po całym pomieszczeniu, krzycząc jeden przez drugiego, ściskając się nawzajem i obkręcając w powietrzu. Po czym wszyscy w jednym momencie rzucili się w kierunku Simona wskakując mu na szyję i dziękując za wiarę w nich, mówiąc, że go nie zawiodą i do samego końca będą dawali z siebie wszystko.


Dotrzymali słowa. Do samego końca dawali z siebie tyle, ile tylko mogli. Chwilami nawet więcej. Ostatnim czego chcieli był zawód Simona. Nigdy jednak tak się nie stało. Zawsze sprawiali, że był z nich dumny.


Takich wspomnień jak te są setki. Każde wnosiło coś wyjątkowego do ich życia. W jakiś sposób urozmaicało i dodawało uroku codzienności. Nie zawsze wszystko układało się zgodnie z planami. Czasami przychodziła pora na smutniejsze wydarzenia, jednak gdy teraz sięgnąć do nich są równie cenne jak pozostałe.




Tak jak po każdej niedzielnej wspólnie zjedzonej kolacji wszyscy udali się do swoich pokoi, aby odpłynąć w objęcia morfeusza. Zawsze początki tygodnia były najbardziej zapracowane. Poza tym trzeba było się wyspać nie tylko na następny dzień, a na okres aż do samej soboty. Działo się tak, ponieważ w tych dniach nie dało się nie zarwać nocy. Może nie całych, jednak każdą na tyle, aby rano pojawiały się wory pod oczyma. 
Siódmy dzień był przeznaczony na relaks. To nie znaczy, że był spędzany na leżeniu na kanapie. Wręcz przeciwnie – działo się w nim więcej niż w pozostałych. Po prostu w tym czasie nie musieli myśleć o karierze, czy tym czego chcą od nich inni. Korzystali z tego, że są młodzi. Pod koniec dnia, od razu po posiłku, dawali sobie jednak odlecieć w krainy snów. 
Z zasłużonego snu wyrwał Harry’ego jakiś hałas. Tak jakby coś ciężkiego spadło z łomotem na podłogę. Choć najchętniej by to zlekceważył, podniósł się. Może martwił się, czy czasem komuś się coś nie przydarzyło albo po prostu zwyciężyła jego ciekawość. Lekko uchylając drzwi wyjrzał na korytarz. Panowała tam zupełna ciemność. Mrużąc oczy starał się dostrzec czegoś wartego uwagi, czegoś co zbudziło go z tak pięknego snu. Kiedy przez dłuższa chwilę nic takiego się nie stało, postanowił sprawdzić pozostałe części domu. Po drodze przechodził koło sypialni chłopaków. Wydawałoby się, że nikogo prócz niego ten incydent nie obudził. Właśnie dlatego jego zdziwienie było tak ogromne, gdy zobaczył przyjaciół próbujących na ślepo zejść po schodach. Już po chwili do nich dołączył przy okazji strasząc nie na żarty.
- Harry, jeszcze kiedyś tak zrobisz a doświadczysz strzyżenia. Obiecuję ci to. – Na słowa Zayn’a z ust loczkowatego wydał się zduszony pisk. - Możemy się skupić na tym, co ważne w tej chwili? Zdajecie sobie sprawę z tego, że nigdzie nie ma Niall’a? – sytuację jak zawsze opanował Liam. Każdy rozejrzał się na tyle na ile to było możliwe. Daddy miał rację – blondyna nigdzie nie było. Chłopacy sprawdzali już również w sypialni, która także okazała się pusta. Zeszli do salonu. Jedno klaśnięcie w dłonie rozjaśniło całe pomieszczenie. Rozległ się huk. Wzrok wszystkich zatrzymał się na leżącym przy drzwiach Niall’u. Widocznie musiał się wystraszyć nagle wszechogarniającej jasności. Koło niego leżała dość spora walizka. Spoglądał na pozostałych z widocznym zdziwieniem i strachem w oczach. W pokoju panowała grobowa cicha. Wszyscy trwali w osłupieniu, które przerwał drżącym głosem Zayn. 
- Co ty wyprawiasz…?  
- Ja… - przerwał i nie zapowiadało się, aby w ogóle miał zamiar dokończyć.  Chłopacy podbiegli do blondyna. Liam wziął go za ramiona do góry, tak że teraz stał przed nimi.  
- Po co ci ta walizka Niall? – zapytał wyżej wymieniony. Brak odpowiedzi nie oznaczał raczej niczego dobrego.   
- Niall nawet nie próbuj jeszcze bardziej nas straszyć. Proszę powiedz, że miałeś zamiar wyjechać do rodziny i po prostu zapomniałeś nam o tym powiedzieć… - Zaczął Harry | 
- Ja… - odwrócił lekko głowę w stronę okna, tak jakby chciał dojrzeć coś pośrodku drzew. Jego ręce były zaciśnięte w pięści. Robił wszystko, aby powstrzymać płacz. W końcu zmrużył z całych sił powieki, po czym otworzył je, przeniósł wzrok na chłopaków, westchnął i odchrząknął. - Chłopaki nawet nie wiem od czego zacząć, jak wam to powiedzieć. Nie mogę już tak dłużej. Czuję, że beze mnie będzie lepiej dla wszystkich. Nawet nie zaprzeczajcie dopóki nie dokończę. Mój głos jest w naszym zespole najsłabszy. Tylko psuję całe brzmienie. Wiem, że teraz powiecie co innego, ale to nie zmieni tego faktu. Czuję to, widzę. Fanki też tak uważają. Nieraz to mówiły. Ostatnio pojawia na mnie się coraz więcej hejtów. To tak cholernie boli. Każdy z osobna. Najgorsze, że zdaję sobie sprawę z tego, iż w każdym z nich jest sporo prawdy. Przepraszam, ale ja tak nie potrafię. – Mimo starań po jego policzku popłynęła samotna łza. – Odchodzę z zespołu. Proszę jednak abyście nie myśleli, że to przez was. Tak nie jest. Nigdy nie znajdę lepszych przyjaciół i mam nadzieję, że chociaż w niewielkim stopniu, ale zachowamy kontakt. Myślę… 
Wszyscy jednocześnie ruszyli ku niemu i z całej siły przytulili.  
- Nigdy byśmy sobie nie wybaczyli, gdybyśmy przespali twoje odejście. – Zaczął Zayn. 
- I nigdy byśmy sobie nie wybaczyli gdybyśmy pozwolili ci odejść. Tak Niall – nigdzie się nie wybierasz. - Ciągnął Liam. 
- Bez ciebie nie będzie lepiej. Bez ciebie niczego nie będzie. Naprawdę myślisz, żebyśmy się nie rozpadli? Nie dalibyśmy rady sobie w świecie showbiznes’u bez twoich żartów, śmiechu, optymizmu, wiecznego głodu… - Wszyscy się zaśmiali – Po prostu bez ciebie. – Dokończył Harry. 
Nikt nawet nie zauważył chwilowej nieobecności Liam’a. Dopiero kiedy powrócił okazało się, że zaniósł bagaże blondyna tam gdzie ich miejsce – w jego pokoju. Kiedy tylko ujrzeli go schodzącego po schodach wypowiedział dwa zdania: 
- Niall czeka cię porządne rozpakowywanie, a teraz chodźcie do kuchni.  Przyda nam się arbuzowa szarlotka. 
Jeszcze raz się przytulili, po czym postąpili zgodnie z myślą Daddy’ego.


Na to wspomnienie na twarzy lokowatego pojawił się lekki uśmiech a zaraz po tym kolejny potok łez. Wziął do ręki butelkę czystej wódki i wypił parę łyków. W jakiś sposób to zawsze przynosiło lekkie ukojenie.

Nagle w jego głowie pojawiło się następne wydarzenie z przeszłości. Nigdy nie lubił do niego wracać, ale teraz jest inaczej. Po raz pierwszy od tego czasu pozwolił swojemu umysłowi odtworzyć je w pamięci.

- Dobra chłopacy. Za minutę wychodzicie na scenę. Czy wszyscy są gotowi? – zapytał ochroniarz. Nie słysząc żadnej odpowiedzi odwrócił się w ich stronę. Gdy tylko to zrobił, otworzył usta ze zdziwienia – Czy wy jesteście normalni? Harry, 3 minuty temu styliści skończyli was przygotowywać, a ty już zdjąłeś koszulę? Ubierz ją! I przestań czochrać te włosy! Nie, Zayn, przestań nakładać tyle żelu na włosy! Oczywiście, że są wspaniałe – mechanicznie odparł Paul na pytające spojrzenie chłopaka – Niall! Nawet się nie waż brać tej kanapki do buzi. Zanim zdążysz ją połknąć już będziesz musiał śpiewać! Powinniście brać przykład z Liam’a – wskazał na czwartego członka zespołu, siedzącego spokojnie na krześle, obserwującego wszystko dookoła. 
- Gdybyś ty wiedział, o czym on przed chwilą rozmawiał z Danielle, nie namawiałbyś tak nas do tego – odparł Harry ze śmiechem. Na te słowa zrobiło się wesoło w pomieszczeniu, tylko wspomniany spłonął rumieńcem i wbił wzrok w podłogę. 
- Już, już. One Direction. Wychodzicie na scenę. Po kolei. Wszyscy wiedzą, co mają robić. Szybciej, szybciej! – poganiał Paul, będąc chyba bardziej zdenerwowanym od dzisiejszych występujących. 
Jeden za drugim zaczęli wchodzić po schodkach prowadzących na miejsce dzisiejszego koncertu. Czekali na tę chwilę całe swoje życie. Ich pierwszy poważny występ jako jednego zespołu. Sądzili, że nic nie popsuje tego momentu. Muzyka zaczęła grać. Piosenkę zaczęli trochę nerwowo i niepewnie, jednak wystarczyło jedno spojrzenie na publiczność i cała nieśmiałość w ich głosach ulotniła się i skakali z wielką energią po całej scenie, śpiewając jak najlepiej mogli. Starali się tak bardzo chyba tylko podczas Domu Jurorów w czasach x factora. W końcu nadszedł ten czas, na który czekali wszyscy, nie tylko Harry, jako że była to jego solówka, ale także reszta członków, gdyż wiedzieli jak stresujący moment jest to dla chłopaka. Loczek już otwierał usta i kiedy powinien rozpoczynać śpiewać zdał sobie sprawę z tego, że zapomniał wziąć wystarczającą ilość powietrza do płuc. Doprowadziło to do tego, że w połowie wersu musiał odetchnąć, przez co tekstu przez niego śpiewanego w ogóle nie było słychać. Gdy skończył, tylko pokręcił głową, a reszta chłopaków poklepała go po plecach, wiedząc, że będzie się tym zadręczał. 
Po skończonym występie, zeszli ze sceny. Harry nie zważając na nikogo, nawet się nie przebierając ze stroju zszedł do piwnic z telefonem w ręku. Usiadł na jakimś wystającym murku, wściekły na siebie jak jeszcze nigdy wcześniej. Oparł czoło na dłoni i podniósł komórkę, wpisując w wyszukiwarce internetowej ‘Harry spieprzył’, a następnie zamknął oczy. Z jednej strony próbował powstrzymać łzy, a z drugiej bał się wyników wyszukiwania. Wziął głęboki wdech i wraz z głośnym wydechem otworzył oczy. Czytając każdy kolejny komentarz na temat jego dzisiejszej porażki czuł się coraz gorzej. Już nie tylko był zły ze względu na to, co się wydarzyło, ale zastanawiał się, czemu ludzie mieli o nim tak złe zdanie. Teraz już nawet nie powstrzymywał łez. Spływały one potokami z jego oczu, mocząc wypożyczony kostium. W przypływie furii rzucił telefonem o ziemię i objął swoje kolana rękami. Zatracony w swojej beznadziejności nawet nie usłyszał zbliżających się hałasów. Poczuł tylko jak coś ciężkiego przytula się do jego ciała.  
- Harry! W końcu cię znaleźliśmy! Tak strasznie się o ciebie baliśmy. Nie wiedzieliśmy gdzie się podziałeś! - koledzy z zespołu przekrzykiwali się jeden przez drugiego, próbując jak najciaśniej objąć zapłakanego chłopaka. Nagle zauważyli roztrzaskaną komórkę na kafelkach. Spojrzeli po sobie ze smutkiem w oczach, a następnie zwrócili wzrok z powrotem na loczka. 
- Skarbie, cokolwiek przeczytałeś w sieci nie masz na to zwracać uwagi. Czy ty mnie słyszysz? – Liam próbował podnieść brodę Hazzy, aby ten się na niego spojrzał, co nie wychodziło mu raczej za dobrze. 
- Zostawcie mnie! Po co w ogóle zadaliście sobie trud z odnalezieniem mnie?! Jestem do niczego! Nie rozumiem, co ja robię w tym zespole! Wy wszyscy jesteście wspaniali… a ja? Nie umiem nawet złapać głupiego oddechu w czasie śpiewania! Nic dla nikogo nie znaczę! Niby mam tyle fanek, ale bądźmy ze sobą szczerzy, kochają mnie one tylko ze względu na moje loczki i dołeczki w policzkach! Nawet nie zadają sobie trudu z poznaniem mnie, z zajrzeniem w głąb mnie, w moje cechy charakteru, niecodzienne zachowania i nawyki. Może… - z każdym kolejnym słowem głos Harry’ego załamywał się coraz bardziej. Jego wzburzony monolog przerwał Zayn, uciszając go podniesieniem ręki. 
- A może byś się zamknął i posłuchał to, co my mamy do powiedzenia? Jesteś wspaniałym chłopakiem. Zabawnym, opiekuńczym, dość zboczonym…  
- Co nam wcale tak nie przeszkadza – wtrącił ze śmiechem Niall. 
- … gentlemanem, w którym zawsze można znaleźć oparcie. Oczywiście, że masz dziwne nawyki, ale czynią cię one tylko jeszcze wspanialszym. A wiesz dlaczego? Bo bez nich nie byłbyś już sobą. Nie byłbyś człowiekiem, którego kochamy. Człowiekiem, którego nie da się nie kochać! 
- A jeżeli chodzi o twój śpiew – wtrącił Liam – nigdy jeszcze nie zetknąłem się z osobą, która w wieku 16 lat potrafiłaby zaśpiewać tak jak ty. Masz wspaniałą barwę głosu, która z każdym kolejnym występem będzie się tylko ulepszała. A jeden nieudany moment? Nie powinien on wpłynąć na ocenę twojej osoby. Każdy mógł mieć gorszy dzień. Ja wiem co ty sobie myślisz. Wszyscy wiemy… Ze szczerego serca możemy ci powiedzieć, że… 
- Nikogo dzisiaj nie zawiodłeś! – krzyknęli chłopacy zgodnie patrząc Harry’emu prosto oczy. W tym momencie chłopak po prostu rzucił się im na szyję, kolejny raz przypominając sobie jak bardzo kocha tych idiotów.
Opróżniona już butelka po wódce opadła z donośnym hukiem na podłogę, przetaczając się kawałek po panelach. Dość mocno wstawiony chłopak nawet na nią nie spojrzał. Prychnął tylko, zanosząc się bardzo krótkim, żałosnym śmiechem. Jak mógł martwić się tak błahymi problemami? Miał wtedy wszystko. 


Dni mijały. Każdy z nich wyglądał tak samo. Pobudka, jedzenie resztek po ostatnich wielkich zakupach zrobionych przez Niall’a, użalanie się nad sobą, rozpamiętywanie, coraz większa ilość używek w organizmie i na koniec odrobina niespokojnego snu.


Pewnego dnia chłopak stanął przed lodówką. Na półce została ostatnia rzecz do zjedzenia. Spożywając ją uświadomił sobie, że jutro będzie musiał iść na zakupy, co oznacza przebywanie pośród ludzi.  To tak jakby wrócił do rutyny życia, po prostu ruszył dalej, ale już bez nich. Jednak tak nie było. Nie dopuszczał do siebie rzeczywistości. Żył przeszłością.

Po posiłku wrócił do salonu, rozejrzał się po nim. To był moment, w którym zdał sobie sprawę, w jakich warunkach żył przez ostatnie dni. Wszędzie walały się puste butelki po alkoholu i opakowania po papierosach. Dobrze, że nie miał dostępu do niczego mocniejszego, bo na pewno na tym by się to skończyło. 


Zrozumiał, że tak dalej nie może funkcjonować. Przymknął oczy i nagle niespodziewanie jego umysł wypełniła jedna myśl. Nigdy nie spełnią swojego największego marzenia – nie wydadzą płyty. Opadł na kolana. Dopiero teraz to tak naprawdę do niego dotarło. Tak ciężko pracowali, aby to zrealizować. Tak bardzo się cieszyli z każdego małego sukcesu, który ich do tego przybliżał. To niemożliwe, żeby tyle wysiłku poszło na marne…


Usiadł na podłodze, opierając się plecami o fotel. Twarz schował pomiędzy objęte rękoma kolana. Zaczął głośno płakać, bezwiednie poruszając się w przód i w tył. 


Kiedy w końcu się uspokoił zlustrował wzrokiem całe pomieszczenie. Już wiedział, co musi zrobić. Nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby zaprzepaścił ich ciężką pracę. Jego przyjaciele włożyli w nią całą swoją duszę i zasłużyli na to, aby to nie poszło na marne.

Teraz ma tylko jeden cel w życiu – stworzy brakujące trzy piosenki i spełni to marzenie, a zarazem obowiązek wobec zmarłych przyjaciół. Sprawi, że stamtąd gdziekolwiek teraz są, ujrzą jak to, co pozostawili po sobie na ziemi, stanie się powodem, dzięki któremu zapiszą się w sercach milionów ludzi, którzy nigdy o nich nie zapomną. 


Jakkolwiek miałoby to wpłynąć na jego życie, on się nie podda. Zrobi to.

Wyda płytę.

````````````````
Karola: Co mogę powiedzieć? Mam nadzieję, że wam się jak na razie podoba. : ]

Ola: Nie sądziłam, że kiedykolwiek doczekam się momentu, w którym coś mojego pojawi się w Internecie. Mam nadzieję, że opowiadanie was zainteresuje. Enjoy.

Do następnego!

Koala xx


5 komentarzy:

  1. nie spodziewałam się ...wręcz zszokowało mnie zdanie o „zmarłych przyjacielach” ... Coz .. Gdy wyobraziłam sobie chlejącego Harry'ego , moj mozg zaczął się domagac więcej . Co się stanie ? Co zrobi Styles ? Czemu pozostali odeszli z tego swiaata ? Spodobało mi się wtrącanie wspomnien pomiędzy wodkę i Stylesa ;) czekam na rozdział 1 . Gratuluje udanego wstępu . DemiNeedsPoland

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej. Cudowne.;3 Zapowiada się baaaardzo ciekawie. Już podoba mi się to opowiadanie.;) Z niecierpliwością czekam na pierwszy rozdział.;) Oraz zapraszam do mnie becausetruelovecannothide.blogspot.com właśnie pojawił się 3 rozdział.;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak chłopaki zginęli? Nie mogę się doczekać rozdziałów, to tylko prolog a już tyle emocji, wrażeń...

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudownie piszecie :) z niecierpliwością czekam na pierwszy rozdział . N

    OdpowiedzUsuń
  5. Woow Super xD
    Czekam na następny xx

    OdpowiedzUsuń