wtorek, 14 sierpnia 2012

ROZDZIAŁ I


Po raz pierwszy od wielu dni loczkowaty miał powód do podniesienia się z łóżka. Wreszcie w jego życiu pojawił się nowy cel. Mimo nadal odczuwalnego ogromnego smutku pojawiło się teraz coś jeszcze - wypełniająca go energia.

To właśnie ona była powodem znalezienia się chłopaka już z samego rana przed drzwiami Simon'a Cowella.

Za każdym razem, gdy tylko chłopak pojawiał się przed gabinetem na jego twarzy od razu pojawiał się uśmiech. Przypominał mu się ten moment sprzed paru lat, w którym Cowell połączył ich w zespół.

Zapukał i bez czekania na jakikolwiek odzew, wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Wiedział dokładnie w jakich godzinach przyjść, aby nie przeszkodzić w żadnej ważnej sprawie. Simon widząc go otworzył usta, zamierając na krześle. Chłopak nie widział się z nikim od czasu pogrzebu, nie dawał żadnego znaku życia, dlatego też mężczyznę zdziwiło nagłe pojawienie się niezapowiedzianego gościa. Najbardziej jednak zaskoczyło to, co zobaczył w jego oczach. Nie był to ból i smutek, jak wyobrażał to sobie, tylko zaciętość i... determinacja? Tak, to było zdecydowanie dobre słowo. Loczek podszedł zdecydowanym krokiem do biurka z zamachem kładąc ręce na blacie i wciąż utrzymując intensywny kontakt wzrokowy. W czasie krótkiej ciszy, której Simon nie śmiał w żaden sposób przerwać, wzrok Harry'ego zelżał i chłopak wyszeptał ledwo dosłyszalnie, lecz stanowczo:
- Mam propozycję nie do odrzucenia.

Mężczyzna ruchem ręki nakazał mu kontynuować.
- Chcę dokończyć płytę a ty mi w tym pomożesz. - Na początku Cowell miał wrażenie, że się przesłyszał. Jednak kiedy mina chłopaka przez dłuższą chwilę wcale na to nie wskazywała, a jedyną rzeczą jaką mógł dojrzeć w jego oczach była stanowczość, zdał sobie sprawę, że to nie są żarty ani jego wyobraźnia.
- Nie do końca rozumiem. W jaki sposób chcesz to zrealizować? Sam stworzysz pozostałe trzy piosenki? I jaki ja mam mieć w tym udział?

Wszystko zmierzało w kierunku poprowadzenia dłuższej rozmowy. Dlatego też sekretarka dostała polecenie przyniesienia dwóch kaw. Jako, że na razie lepiej było, aby cała sprawa pozostała tajemnicą, rozmowa została kontynuowana dopiero po jej zaparzeniu i opuszczeniu gabinetu przez kobietę. W tym czasie Harry rozsiadł sie wygodnie na krześle.
- Nie, nie zrobię tego samodzielnie. Nad wszystkim długo myślałem. Potrzebuję tekściarza i jeszcze jednego wokalisty. Co do twojego udziału w całej sprawie... masz mi pomóc zorganizować castingi.
- Tylko tyle?
- Niczego więcej od ciebie nie oczekuję, jeżeli o to ci chodzi.

Mężczyzna wstał z głębokim westchnięciem. Chodził chwile po pokoju wyraźnie nad czymś rozmyślając. Po chwili udał sie do niewielkiego pokoiku obok. Kiedy wrócił miał w ręku kilka rzeczy, których na pierwszy rzut oka Harry nie był w stanie zidentyfikować.
Simon zajął swoje miejsce, cały czas będąc bacznie obserwowanym przez bruneta. W następnym momencie uniósł wzrok na chłopaka, tak jakby chciał ostatni raz wszystko przemyśleć, po czym głośno odchrząknął.
- Harry spójrz proszę na to. - Położył na biurku pierwszy z przyniesionych przedmiotów. Było to zdjęcie w ramce z czasów X factora, kiedy to chłopacy zostali złączeni w grupę. Pomiędzy nimi stał on, we własnej osobie. Wszyscy wyglądali na bardzo szczęśliwych. - To tutaj wszystko sie zaczęło. Od tego momentu czułem sie z wami związany.

W oczach Harry'ego pojawiły się łzy. Za nic jednak nie chciał pozwolić, aby spłynęły po jego policzkach. Miał zamiar pokazać, ze jest twardy.

Zaledwie po paru minutach został odsłonięty drugi przedmiot, którym okazała się być kopia podpisanego kontraktu.
- Zawsze w was wierzyłem. Nie tylko dlatego, że mieliście niesamowite talenty. Byliście także bardzo związani ze sobą, przez co wszystko, co robiliście razem, było jeszcze doskonalsze.

Na papierze widniały podpisy wszystkich członków One Direction. Harry doskonale pamiętał szczęście wypełniające każdego z nich, kiedy kreślili je długopisem. Wtedy już mieli pewność, że czeka ich niesamowita przygoda. Nie mylili się ani trochę. Szkoda tylko, że trwała tak krótko.

Harry poczuł jak gromadzi mu sie coraz większa gula w gardle. Jego oddech stał się bardziej nierównomierny, ale mimo wszystko nadal dzielnie powstrzymywał płacz... aż do trzeciego przedmiotu.

Okazał się nim ich debiutancki singiel "What makes you beautiful" wraz z doczepioną listą "
UK Singles Chart", na której czerwonym markerem było podkreślone pierwsze miejsce. Jak można się domyślać to właśnie on je zajął.

W głowie Harry'ego pojawiło się od razu wspomnienie z imprezy na uczczenie tego wydarzenia - dotarcia na szczyt amerykańskiej listy przebojów. To właśnie na niej chłopacy postanowili wyeliminować wszelkie sekrety pomiędzy sobą i podzielić się każdą swoją tajemnicą. Żadna jednak z wyjawionych nie zniechęciła ich do siebie, a wręcz na odwrót. Na przykładzie loczka, kiedy to powiedział im, jako pierwszym osobom zaraz po swojej rodzinie, że jest bi. Oni nie mieli z tym żadnego problemu. Zaakceptowali to. Nigdy nie dali mu odczuć, iż w jakiś sposób ich to odrzuca.

To był zdecydowanie jeden z tych przełomowych momentów. Harry z całej siły zmrużył powieki. Miał nadzieję, że kiedy jego oczy nie będą miały tego wszystkiego przed sobą da rade sie uspokoić. Nic bardziej mylnego. Gdy tylko to zrobił, a jedynym co widział stała się ciemność, zaczęła pracować jego wyobraźnia. Podsuwała mu po dziesiątki obrazów z przeszłości na sekundę, tak że musiał otworzyć oczy - inaczej by nie wytrzymał.


Nie mając innego wyjścia, z lekkim wahaniem skierował swój wzrok na kolejną rzecz trzymaną przez Simona. Minęła chwila, zanim uświadomił sobie co znajduje się przed nim. Gdy tylko dotarło do niego, czym jest ten lekko zniszczony, najprawdopodobniej przez częste używanie, przedmiot, nogi się pod nim ugięły. Głębiej zapadł się w fotelu, który lekko obniżył się pod siłą uderzenia. Tym razem jego oczy same się zamknęły, a ręce powędrowały w kierunku twarzy, powoli ją zasłaniając. Nie miał pojęcia jakim cudem ten zeszyt znalazł się w posiadaniu kogokolwiek innego, niż któregoś z członków zespołu. Nikt nigdy nie miał do niego dostępu. Znajdowały się w nim wszystkie teksty piosenek, jakie kiedykolwiek wymyślili. Dosłownie. Poczynając od tych, które zostały zaaprobowane przez przełożonych do znalezienia się na płycie, poprzez stworzone dla ich bliskich na ważniejsze święta, a kończąc na takich, które powstały w wyniku braku zajęcia w wolne soboty. Nagle Harry przypomniał sobie dni, kiedy mogli odpocząć od całego świata. Kiedy siadali wokół ogniska, przykryci dodatkowo kocami i z napojami w rękach. Niall zabierał gitarę i chwytając przypadkowe akordy, tworzył melodię, podczas gdy każdy po kolei wymyślał kolejne wersy piosenki.

Powieki loczka podniosły się natychmiastowo. Nie mógł… nie chciał w tym momencie przywoływać żadnych wspomnień. Dotarło do niego, że już nigdy tak nie będzie. Już nigdy nie usiądą nad ogniem. Nigdy nie stworzą razem już nic nowego. Wszystko jest teraz uzależnione od niego. Z oczu zaczęły spływać mu pojedyncze łzy. Już nawet nie obchodziło go, co pomyśli sobie o nim Cowell.  Nie potrafił zapanować nad wypełniającymi go emocjami.

Podniósł wzrok, odkrywając, że na zwykle nic niezdradzającej, twarzy Simona pojawił się jakby grymas cierpienia. Mężczyzna bez słowa podał siedzącemu notatnik, zwracając głowę lekko na bok. Ten wyciągnął rękę i ostrożnie, złapał przedmiot, jakby bał się, że go zniszczy. Delikatnie objął go, cicho wzdychając. Próbował uspokoić się, wiedząc, że czeka go zmierzenie się z jeszcze jedną, ostatnią rzeczą, znajdującą się wciąż w kurczowo zaciśniętej dłoni Cowella.

Po krótkiej chwili, w której Harry wciąż wpatrzony był w jeden punkt, z otępienia wyrwało go chrząknięcie Simona, a następnie jego głos.
- Wiesz, długo zastanawiałem się, czy pokazać ci to. Nie byłem pewny, czy twój umysł jest już gotowy, aby zmierzyć się z tak bliskimi wspomnieniami. Zwłaszcza, że już tamte przedmioty doprowadziły cię do takiego stanu. Skoro jednak zdobyłeś się na taką mobilizację i masz zamiar realizować ten właśnie oto plan, myślę, że jesteś wystarczająco silny.

Po tych słowach przed oczyma Harry’ego ukazały się trzy bransoletki. Nie takie zwykłe. Były na nich wyryte wszystkie imiona członków One Direction. Stworzyli je na rocznicę powstania zespołu, która z resztą była tak niedawno. Nie więcej niż zaledwie dwa miesiące temu. Żaden z nich nigdy swojej nie zdejmował. Aby je odróżnić, imię jej właściciela było wygrubione.
- Pewnie się zastanawiasz, jakim cudem się u mnie znalazły. Przetrwały okropieństwa wypadku, a następnie zostały mi przekazane. Miałem zdecydować, co dalej z nimi począć. Chciałem ci je dać. W końcu to niezwykła pamiątka. Nie zrobiłem tego, gdyż bałem się, że to będzie dla ciebie za dużo. Teraz chyba jednak jesteś na to gotowy. Należą do ciebie.

Chłopak przez całą wypowiedź mentora nie był w stanie nawet oddychać. Tak jakby jego wszystkie funkcje życiowe zostały na chwilę zatrzymane. Oni mieli je na sobie w chwili śmierci. Kiedy tylko to do niego dotarło po policzkach potoczyły się setki łez. Opadł bezsilnie na krzesło trzymając w ręku ostatnią pamiątkę po przyjaciołach. Przez sam dotyk miał wrażenie niesamowitej bliskości z nimi.

Cowell, dla którego ta sytuacja również nie była łatwa, także przestał powstrzymywać łzy. W pewien sposób czuł się za chłopaków odpowiedzialny. Może gdyby nie dał im tej szansy, nadal by byli na tym świecie?

Zapewnie tak, ale to właśnie dzięki temu przeżyli najpiękniejsze chwile w swoim życiu. Równie dobrze ich ścieżki życiowe mogłyby przejść na niewłaściwe tory. Rozumiejąc więc to wszystko, czy jest sens dalej to rozpatrywać?

Zdecydowanie nie, jednak nie można dziwić się Simonowi, że okazywał wyrzuty sumienia. One nie były jedynym powodem, dla którego było mu ciężko. Traktował ich jak swoich synów.

Wiedząc, że Harry nie może już dłużej być silny, podszedł do chłopaka i jak najmocniej go przytulił. Ten, natomiast, zaniósł się głośnym szlochem.

Teraz jednak będzie już łatwiej. Harry nie jest już sam. Wsparcie, które otrzyma od Simona, będzie nie tylko organizacyjne. Będzie mógł na nim w tym wszystkim polegać.

Oboje trwając w ciasnym uścisku, powoli się uspokajali, nie zamieniając ze sobą ani słowa. Po paru minutach, które wydawały się długimi godzinami, ciszę przerwał ostry dźwięk telefonu stojącego na biurku. Harry pospiesznie oderwał się od mężczyzny, nie ruszając się nigdzie dalej. Simon z niepewnością spojrzał się na chłopaka. Bał się, że ten nagły sygnał mógł sprawić, że znów postawi mur wokół swojej osoby. Kiedy jednak zobaczył, że wyraz jego twarzy się nie zmienił, nadal tkwiła na niej determinacja i mimo zapłakanych oczu, nieśmiały uśmiech, odetchnął z ulgą.

Posłał mu ciepłe spojrzenie, a następnie wziął głęboki wdech i wydech, aby się uspokoić. Podszedł do aparatu i położył na nim dłoń, rzucając szybkie spojrzenie na loczkowatego, który stał spokojnie na środku pokoju zapatrzony w przestrzeń. Chłopak, czując na sobie wzrok, spojrzał w tym kierunku, w momencie, gdy mężczyzna podnosił słuchawkę. Wiedział, że dzisiaj zrobili naprawdę sporo. Większość ludzi mogłaby uznać, że nie posunęli się ani kawałek, dla nich jednak był to krok milowy, który zapoczątkuje wszystko.

 Skierował się w stronę drzwi z zamiarem wyjścia z gabinetu, przed samymi drzwiami, zawahał się jednak i odwrócił z powrotem do mężczyzny, rozpoczynającego właśnie rozmowę przez telefon.
- Simon…? – zaczął niepewnie. Cowell przykrył mikrofon dłonią i spojrzał z wyczekiwaniem na Harry’ego, który skierował swój wzrok na ziemię, a następnie powrotem na niego.
- Dziękuję – wyszeptał ledwie dosłyszalnie i nie czekając na żadną odpowiedź wyszedł pewnie z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Następny tydzień był jednym z najbardziej pracowitych w ich życiu. Już dzień po rozmowie organizacyjnej rozgłosili gdzie tylko się dało, że rozpoczynają casting na tekściarza. Nigdzie nie podali powodu. Nie dali żadnych szczegółów. Tylko te najważniejsze: ilość piosenek do napisania, adres oraz termin nadsyłania prac. Przez cały tydzień Harry siedział zamknięty w pracowni, czytając wszystkie teksty bez wyjątku. Można by stwierdzić, że powrócił do starych nawyków, jednak chłopak całą swoją energię pożytkował w dobrym celu, wiedząc co będzie robił dalej.

Część z przysłanych rzeczy nie nadawała się do niczego, lecz niektóre potrafiły chwycić za serce. W takich momentach loczek pozwalał sobie na krótką chwilę zapomnienia, szybko jednak powracając do pracy, odpędzając myśli szybkimi ruchami głową na boki. Chłopak nie należał do ludzi z łatwością umiejących się skupić. Nawet najmniejsza rzecz potrafiła oderwać go od wykonywanej czynności. Teraz, pierwszy raz w życiu, nie widział nic poza zadaniem, które sobie powierzył. Koncentrował się jedynie na zapisanych kartkach, leżących przed nim.

Zdziwił sam siebie, gdy zdał sobie sprawę, że setki przesłanych prac udało mu się przejrzeć w zaledwie tydzień. Patrzył z niedowierzaniem na wybrane przez niego piętnaście prac, których przekaz najbardziej do niego trafił. Brał każde z nich po kolei do ręki, uważnie jeszcze raz czytając. Westchnął i składając wszystkie w jeden plik, zdjął z blatu z zamiarem przeniesienia ich w inne miejsce. Gdy podnosił się z krzesła, w naturalnym odruchu, przeciągnął się po długim trwaniu w jednej pozycji. Nagle, w połowie wyciągania rąk w górę, zamarł. Jego wzrok zatrzymał się na podłodze. Dosłownie cała jej powierzchnia pokryta była zapisanymi kartkami papieru. Nawet najmniejszy kawałek paneli nie wystawał spod arkuszy.

Harry podniósł głowę i spojrzał na biurko, przy którym siedział wcześniej. Ze zdziwieniem stwierdził, że cały stos prac, które położył tam pierwszego dnia, zniknął. W jego miejscu leżało wiele pustych, plastikowych talerzy, kubków po kawie, wyłączony telefon oraz tylko kilka kartek, które jakimś szczęśliwym trafem nie zostały zrzucone jak cała reszta.

Chłopak, po dłuższej konsternacji, postanowił nie zawracać sobie głowy wynajdywaniem najbardziej prawdopodobnej przyczyny, wyjaśniającej to samodzielne przesunięcie się przedmiotów. Już chciał skierować się do wyjścia, gdy przypomniał sobie, że przecież drzwi zamknięte były od wewnątrz. Jego spojrzenie znów padło na stół. Kiedy ostatnio zamknął pomieszczenie, położył klucz właśnie tam.

Zeskanował wzrokiem cały blat dwa razy, mrużąc ze skupieniem oczy. Nagle do głowy przyszła mu myśl. Znieruchomiał, po czym z cichym jękiem, powoli ukląkł na podłodze. Niespiesznie zaczął przeczesywać podłogę, zdając sobie sprawę, że jeżeli szukany przez niego przedmiot spadł na ziemię, może w tym momencie znajdować się wszędzie.

Delikatnie podnosił papiery, oczyszczając sobie drogę w trakcie okrążania biurka. Zrezygnowany, wczołgał się pod nie, kiedy nagle sobie przypomniał…

Kieszeń.

- Auuć… - pisnął, łapiąc się za głowę, którą przed chwilą uderzył w drewno. – Czemu ten mebel musiał być taki twardy? Jakby nie można go wyprodukować z jakiś zastępczych materiałów – wywrócił oczyma, wychodząc spod stołu. Jego dłoń od razu powędrowała do kieszeni spodni. Oczywiście od razu wyczuł w jej wnętrzu przedmiot. Przecież schował tam klucze, wiedząc, że w innym razie na pewno je zgubi.

Wyciągnął przedmiot, drugą ręką chwytając czekające kartki. Ostrożnie przemieszczał się z nimi, torując sobie stopami drogę do drzwi. Kiedyś pewnie rozbawiłaby go ta sytuacja. Wiedział, że nie jest mistrzem koordynacji i potrafi przewrócić się nawet na prostej drodze, a co dopiero gdy jego przeszkodami są walające się wszędzie kartki. Teraz jednak nawet nie zwrócił na to uwagi, skupiając się tylko na tym, aby bezpiecznie dotrzeć do wyjścia.

Kiedy udało mu się przejść bez przygód przez pomieszczenie, rzucił się w kierunku zamka, przekręcając klucz, a następnie mocno naciskając na klamkę, ciągnąc ją z całej siły do siebie. Przeskoczył przez próg z zamiarem szybkiego biegu. Spojrzał jednak jeszcze przez ramię na pokój, wiedząc, że będzie musiał posprzątać bałagan, jaki narobił. W tym momencie jednak zupełnie go to nie obchodziło. Zatrzasnął za sobą drzwi i szaleńczo pobiegł w kierunku gabinetu Cowella, aby wspólnie mogli rozpocząć kolejny etap planu.


````````````````
Rozdział miał być znacznie później, ale przez kilka dni miałyśmy dostęp do internetu. Już myślałyśmy, że się nie wyrobimy, jednak jak widzicie dałyśmy radę. Co prawda w ostatnim momencie, ale ważne że jest.
:)

Koala xx





piątek, 3 sierpnia 2012

PROLOG



W pokoju panuje ciemność. Ostatnio jest ona w tym domu codziennością. Nie ma osoby, która mogłaby go rozświetlić.

Na pozór nic się nie zmieniło. Wszystko stoi na swoim miejscu. Nawet porozrzucane po całej kuchni resztki jedzenia z ostatniej bitwy leżą tam, gdzie leżały.


Mrok i smutek ogarnął całą posesję. Nawet salon, który zwykle tętnił życiem, teraz zdaje się być swoją nędzną podróbką. Kiedyś był obiegany przez czwórkę wspaniałych przyjaciół. 


Teraz, gdy tamci odeszli, został już tylko On. Niestety nie taki sam jak dawniej. Nie ma już tego radosnego loczkowatego chłopaka. Pozostał tylko jego marny cień. Jednak gdyby spojrzeć wstecz na to, co przeszedł, nie jest to niczym dziwnym. W końcu byli to jego najlepsi przyjaciele. Ludzie, za których oddałby życie.  


Z nimi przeżył najwspanialszy okres w swoim życiu. To właśnie dzięki nim jest tym, kim jest. To właśnie dzięki nim nie jest już zarozumiałym, znienawidzonym przez wszystkich dzieciakiem. Choć według prawa nadal nim jest, bo ma zaledwie siedemnaście lat, to czuje się dojrzały… każdy fragment jego mózgu mówi mu, że przez tę wspaniałą przygodę jaką razem przeżyli, jest w stanie ruszyć dalej w świat. Oni po prostu nauczyli go jak żyć. 


Teraz jedyne co mu zostało to niesamowite wspomnienia. Wszystko, co tylko znalazło się w zasięgu jego wzroku przypominało mu o przeszłości. Po raz kolejny rozpamiętuje wszystko od początku. Sięga swoim umysłem aż do czasów X factora. To tam wszystko się zaczęło. Tam zyskał najlepszych przyjaciół, jakich mógł sobie wyobrazić. 


*bungalow Harry’ego*


Trzech chłopaków siedziało razem na kanapie. Między nimi od jakiegoś czasu panowała tylko i wyłącznie cisza, przerywana odgłosami żucia i przełykania jedzenia.  Nikt nie wiedział od czego zacząć rozmowę. Nagle usłyszeli donośny krzyk, jakby przerażenia. Wszyscy jednocześnie zerwali się, zostawili jedzone dania, złapali za najbliższe przedmioty, gotowi do obrony i pobiegli prosto do pokoju czwatego z nich.
-Zayn? – blondyn nieśmiało otworzył drzwi i powoli wszyscy weszli do pokoju. Zastali tam klęczącego chłopaka, próbującego powstrzymać łzy.  
-Nie.. to niemożliwe.Dlaczego? Jak ja teraz będę żył? – bredził mulat bez sensu, kołysząc się w przód i w tył. 
-Zayn co się stało? Coś cię boli? – dopytywał się Liam, delikatnie próbując przytulić kolegę. 
-Nie. Coś gorszego! 
-Chodzi o kogoś z twoich bliskich? – spytał Harry, rozglądając się wokół, szukając jakiejś wskazówki, co mogło tak wyprowadzić chłopaka z równowagi. 
-Można tak powiedzieć… Już go nie ma! Moje... Moje lusterko spadło na podłogę i się zbiło! – Zayn wskazał z wyrzutem na podłogę, na której leżały zbite kawałeczki szkła, a następnie rzucił się na łóżko ze szlochem.
Reszta chłopaków spojrzała na siebie ze zdziwieniem, po czym wszyscy jednocześnie wybuchnęli histerycznym śmiechem. Pokrzywdzony, po zrozumieniu głupoty problemu dołączył do nich, zaczynając turlać się po łóżku. Gdy śmiech powoli cichł, Harry zwrócił swój wzrok na Liama. W jednej chwili uspokoił się zupełnie i otworzył oczy szeroko ze zdziwienia. 
-Liam?.. Czy.. Czy ty trzymasz łyżkę? – zapytał się, wyciągając palec w kierunku trzymanego przez chłopaka przedmiotu.  
-Co? Jaka łyż… - w tym momencie Liam spojrzał się na swoją dłoń – Aaaaa! – krzyknął, wyrzucając sztuciec jak najdalej od siebie, co spowodowało kolejną salwę śmiechu. 
Każdy z nich nie mogąc utrzymać się na nogach, trzymał się najbliżej leżących przedmiotów, aby nie upaść. W pewnym momencie Niall stanął prosto, z poważną twarzą, po czym, po krótkim zastanowieniu, wciągnął głośno powietrze i wybiegł z pokoju, krzycząc na odchodnym: - Przez te wasze wybryki nie dojadłem swojego jedzenia!




Na twarzy Harry’ego pojawił się uśmiech przyozdobiony cudownymi, białymi zębami. Było w nim tyle szczęścia, ale jednocześnie jeszcze więcej bólu. Zacisnął z całej siły powieki nie chcąc, aby wyleciała spod nich słona ciecz. To wspomnienie nie należało do tych, przy których powinien płakać. Powinno przywoływać tylko przyjemne emocje.


Potrzebował wrócić do innych takich momentów. Chwil, w których czuli się tak szczęśliwi, jak tylko to było możliwe, a nawet bardziej. W jego głowie zaczął formować się nowy obraz.


*wytwórnia Syco*


Korytarzami budynku przemieszczali się kolejni ludzie, zmierzając w konkretnych kierunkach, nie zatrzymując się i tylko od czasu do czasu przelotnie witając się z mijanymi osobami. Wszyscy gdzieś się spieszyli. Wszyscy, z wyjątkiem czterech młodych chłopaków, którzy starając się nie przeszkadzać, już od jakiś 5 minut stali nerwowo pod drzwiami gabinetu. Napis na nich głosił „Właściciel wydawnictwa muzycznego Syco – Simon Cowell”.  Nastolatkowie wpatrywali się w niego z lekkim przerażeniem i jednocześnie z ciekawością. Ciszę między nimi przerwał Liam: 
-Chłopacy.. hm.. – odchrząknął, oczyszczając gardło - myślę, że powinniśmy w końcu tam wejść. Lepiej mieć już to za sobą, cokolwiek Wujek Simon ma nam do powiedzenia – mówiąc to spojrzał na twarze swoich przyjaciół, zdradzające niepewność i zdenerwowanie. Wszyscy spoglądając na niego, pokiwali bez przekonania głowami. Szatyn tylko westchnął, powoli wyciągnął rękę i głośno zapukał. Po usłyszeniu donośnego ‘proszę’ zza drzwi, pewnie nacisnął klamkę i wszyscy po kolei weszli do środka. Zastali mężczyznę, jak zwykle, siedzącego za biurkiem, pochylonego nad jakimiś papierami. Gdy znaleźli się w pomieszczeniu, podniósł głowę i zdając sobie sprawę z tego,  kto przyszedł, natychmast na jego twarzy pojawił się uśmiech. 
-Kogo ja widzę? Cieszę się, że przyszliście – powiedział podnosząc się i obchodząc biurko, aby przywitać się z każdym osobno. – Może usiądziecie? – wszyscy zgodnie ruszli w stronę kanapy, na której usiedli każdy w innej, dziwacznej pozycji. Sam Simon zaś, podszedł do biurka i oparł się o nie tyłem - Pewnie zastanawiacie się, po co was tu zaprosiłem. – Mówiąc to uśmiechnął się chytrze i spojrzał się na zespół. Wszyscy wpatrywali się w niego z wyczekiwaniem. – W takim razie może zacznę od początku. Zapamiętałem każdego z was od waszych pierwszych castingów. Może dla zwykłego człowieka nie wyróżnialiście się niczym specjalnym. Ot tak kolejni śliczni chłopcy próbujących swoich sił w jednym z wielu muzycznych programów. Jednak wiedziałem, że każdy z osobna mógłby osiągnąć wiele na scenie muzycznej. Sami więc widzicie, że wiedziałem co robię, formując was w grupę – w tym momencie chłopacy zaczęli gorąco potakiwać głowami, przytulając się do siebie i mówić jeden przez drugiego, że to była najlepsza decyzja, jaką mógł podjąć. Simon widząc jak zdążyli w tak krótkim czasie zrzyć się i zaprzyjaźnić, uśmiechnął się najszerzej jak potrafił, po czym przybierając znowu poważną twarz, zaczął ich uspokajać. – Czekajcie. To jeszcze nie koniec. Podczas trwania całego x factora, dostaliście wiele wsparcia. Nawet nie osiągając finału posiadaliście liczne grono fanek! Wszyscy dopingowali was w waszej walce. Louis Walsh stwierdził nawet, że będziecie następnym wielkim boysband'em – Na to wspomnienie na twarzach chłopców pojawiła się radość oraz duma. – Przez ten okres cały czas was obserwowałem. Wasze dojrzewanie sceniczne, wokalne, a także waszych relacji. Szczerze mówiąc sądziłem, że wygraną macie w kieszeni.  I wtedy nastąpił finał. Gdybyście wygrali nasza firma podpisałaby z wami kontrakt od razu. Kiedy jednak okazało się, że zajęliście III miejsce. – Chłopacy, na to wspomnienie, zaczęli kręcić się niespokojnie na kanapie. – Nasza współpraca nie była już taka oczywista. Powiedziałem jednak a wiecie, że nie rzucam słów na wiatr, że to jeszcze nie będzie dla was koniec. Teraz przechodząc do puenty… jako szef wytwórni Syco – kontynuował, zbierając i podnosząc jakieś papiery z blatu.- chciałbym, abyście spojrzeli na te kartki, przemyśleli to, co jest na nich napisane, a następnie, jeżeli wyrażacie zgodę, podpisali się w miejscach do tego wyznaczonych – podszedł do nich, wręczając każdemu kartki. 
Chłopcy zdezorientowani spojrzeli na arkusze. Widząc co one zawierają, dezorientacja przerodziła się w szok, poprzez niedowierzanie, aż po radość. Gdy upewnili się, że Cowell nie żartuje, proponując im stałą współpracę, zaczęli skakać po całym pomieszczeniu, krzycząc jeden przez drugiego, ściskając się nawzajem i obkręcając w powietrzu. Po czym wszyscy w jednym momencie rzucili się w kierunku Simona wskakując mu na szyję i dziękując za wiarę w nich, mówiąc, że go nie zawiodą i do samego końca będą dawali z siebie wszystko.


Dotrzymali słowa. Do samego końca dawali z siebie tyle, ile tylko mogli. Chwilami nawet więcej. Ostatnim czego chcieli był zawód Simona. Nigdy jednak tak się nie stało. Zawsze sprawiali, że był z nich dumny.


Takich wspomnień jak te są setki. Każde wnosiło coś wyjątkowego do ich życia. W jakiś sposób urozmaicało i dodawało uroku codzienności. Nie zawsze wszystko układało się zgodnie z planami. Czasami przychodziła pora na smutniejsze wydarzenia, jednak gdy teraz sięgnąć do nich są równie cenne jak pozostałe.




Tak jak po każdej niedzielnej wspólnie zjedzonej kolacji wszyscy udali się do swoich pokoi, aby odpłynąć w objęcia morfeusza. Zawsze początki tygodnia były najbardziej zapracowane. Poza tym trzeba było się wyspać nie tylko na następny dzień, a na okres aż do samej soboty. Działo się tak, ponieważ w tych dniach nie dało się nie zarwać nocy. Może nie całych, jednak każdą na tyle, aby rano pojawiały się wory pod oczyma. 
Siódmy dzień był przeznaczony na relaks. To nie znaczy, że był spędzany na leżeniu na kanapie. Wręcz przeciwnie – działo się w nim więcej niż w pozostałych. Po prostu w tym czasie nie musieli myśleć o karierze, czy tym czego chcą od nich inni. Korzystali z tego, że są młodzi. Pod koniec dnia, od razu po posiłku, dawali sobie jednak odlecieć w krainy snów. 
Z zasłużonego snu wyrwał Harry’ego jakiś hałas. Tak jakby coś ciężkiego spadło z łomotem na podłogę. Choć najchętniej by to zlekceważył, podniósł się. Może martwił się, czy czasem komuś się coś nie przydarzyło albo po prostu zwyciężyła jego ciekawość. Lekko uchylając drzwi wyjrzał na korytarz. Panowała tam zupełna ciemność. Mrużąc oczy starał się dostrzec czegoś wartego uwagi, czegoś co zbudziło go z tak pięknego snu. Kiedy przez dłuższa chwilę nic takiego się nie stało, postanowił sprawdzić pozostałe części domu. Po drodze przechodził koło sypialni chłopaków. Wydawałoby się, że nikogo prócz niego ten incydent nie obudził. Właśnie dlatego jego zdziwienie było tak ogromne, gdy zobaczył przyjaciół próbujących na ślepo zejść po schodach. Już po chwili do nich dołączył przy okazji strasząc nie na żarty.
- Harry, jeszcze kiedyś tak zrobisz a doświadczysz strzyżenia. Obiecuję ci to. – Na słowa Zayn’a z ust loczkowatego wydał się zduszony pisk. - Możemy się skupić na tym, co ważne w tej chwili? Zdajecie sobie sprawę z tego, że nigdzie nie ma Niall’a? – sytuację jak zawsze opanował Liam. Każdy rozejrzał się na tyle na ile to było możliwe. Daddy miał rację – blondyna nigdzie nie było. Chłopacy sprawdzali już również w sypialni, która także okazała się pusta. Zeszli do salonu. Jedno klaśnięcie w dłonie rozjaśniło całe pomieszczenie. Rozległ się huk. Wzrok wszystkich zatrzymał się na leżącym przy drzwiach Niall’u. Widocznie musiał się wystraszyć nagle wszechogarniającej jasności. Koło niego leżała dość spora walizka. Spoglądał na pozostałych z widocznym zdziwieniem i strachem w oczach. W pokoju panowała grobowa cicha. Wszyscy trwali w osłupieniu, które przerwał drżącym głosem Zayn. 
- Co ty wyprawiasz…?  
- Ja… - przerwał i nie zapowiadało się, aby w ogóle miał zamiar dokończyć.  Chłopacy podbiegli do blondyna. Liam wziął go za ramiona do góry, tak że teraz stał przed nimi.  
- Po co ci ta walizka Niall? – zapytał wyżej wymieniony. Brak odpowiedzi nie oznaczał raczej niczego dobrego.   
- Niall nawet nie próbuj jeszcze bardziej nas straszyć. Proszę powiedz, że miałeś zamiar wyjechać do rodziny i po prostu zapomniałeś nam o tym powiedzieć… - Zaczął Harry | 
- Ja… - odwrócił lekko głowę w stronę okna, tak jakby chciał dojrzeć coś pośrodku drzew. Jego ręce były zaciśnięte w pięści. Robił wszystko, aby powstrzymać płacz. W końcu zmrużył z całych sił powieki, po czym otworzył je, przeniósł wzrok na chłopaków, westchnął i odchrząknął. - Chłopaki nawet nie wiem od czego zacząć, jak wam to powiedzieć. Nie mogę już tak dłużej. Czuję, że beze mnie będzie lepiej dla wszystkich. Nawet nie zaprzeczajcie dopóki nie dokończę. Mój głos jest w naszym zespole najsłabszy. Tylko psuję całe brzmienie. Wiem, że teraz powiecie co innego, ale to nie zmieni tego faktu. Czuję to, widzę. Fanki też tak uważają. Nieraz to mówiły. Ostatnio pojawia na mnie się coraz więcej hejtów. To tak cholernie boli. Każdy z osobna. Najgorsze, że zdaję sobie sprawę z tego, iż w każdym z nich jest sporo prawdy. Przepraszam, ale ja tak nie potrafię. – Mimo starań po jego policzku popłynęła samotna łza. – Odchodzę z zespołu. Proszę jednak abyście nie myśleli, że to przez was. Tak nie jest. Nigdy nie znajdę lepszych przyjaciół i mam nadzieję, że chociaż w niewielkim stopniu, ale zachowamy kontakt. Myślę… 
Wszyscy jednocześnie ruszyli ku niemu i z całej siły przytulili.  
- Nigdy byśmy sobie nie wybaczyli, gdybyśmy przespali twoje odejście. – Zaczął Zayn. 
- I nigdy byśmy sobie nie wybaczyli gdybyśmy pozwolili ci odejść. Tak Niall – nigdzie się nie wybierasz. - Ciągnął Liam. 
- Bez ciebie nie będzie lepiej. Bez ciebie niczego nie będzie. Naprawdę myślisz, żebyśmy się nie rozpadli? Nie dalibyśmy rady sobie w świecie showbiznes’u bez twoich żartów, śmiechu, optymizmu, wiecznego głodu… - Wszyscy się zaśmiali – Po prostu bez ciebie. – Dokończył Harry. 
Nikt nawet nie zauważył chwilowej nieobecności Liam’a. Dopiero kiedy powrócił okazało się, że zaniósł bagaże blondyna tam gdzie ich miejsce – w jego pokoju. Kiedy tylko ujrzeli go schodzącego po schodach wypowiedział dwa zdania: 
- Niall czeka cię porządne rozpakowywanie, a teraz chodźcie do kuchni.  Przyda nam się arbuzowa szarlotka. 
Jeszcze raz się przytulili, po czym postąpili zgodnie z myślą Daddy’ego.


Na to wspomnienie na twarzy lokowatego pojawił się lekki uśmiech a zaraz po tym kolejny potok łez. Wziął do ręki butelkę czystej wódki i wypił parę łyków. W jakiś sposób to zawsze przynosiło lekkie ukojenie.

Nagle w jego głowie pojawiło się następne wydarzenie z przeszłości. Nigdy nie lubił do niego wracać, ale teraz jest inaczej. Po raz pierwszy od tego czasu pozwolił swojemu umysłowi odtworzyć je w pamięci.

- Dobra chłopacy. Za minutę wychodzicie na scenę. Czy wszyscy są gotowi? – zapytał ochroniarz. Nie słysząc żadnej odpowiedzi odwrócił się w ich stronę. Gdy tylko to zrobił, otworzył usta ze zdziwienia – Czy wy jesteście normalni? Harry, 3 minuty temu styliści skończyli was przygotowywać, a ty już zdjąłeś koszulę? Ubierz ją! I przestań czochrać te włosy! Nie, Zayn, przestań nakładać tyle żelu na włosy! Oczywiście, że są wspaniałe – mechanicznie odparł Paul na pytające spojrzenie chłopaka – Niall! Nawet się nie waż brać tej kanapki do buzi. Zanim zdążysz ją połknąć już będziesz musiał śpiewać! Powinniście brać przykład z Liam’a – wskazał na czwartego członka zespołu, siedzącego spokojnie na krześle, obserwującego wszystko dookoła. 
- Gdybyś ty wiedział, o czym on przed chwilą rozmawiał z Danielle, nie namawiałbyś tak nas do tego – odparł Harry ze śmiechem. Na te słowa zrobiło się wesoło w pomieszczeniu, tylko wspomniany spłonął rumieńcem i wbił wzrok w podłogę. 
- Już, już. One Direction. Wychodzicie na scenę. Po kolei. Wszyscy wiedzą, co mają robić. Szybciej, szybciej! – poganiał Paul, będąc chyba bardziej zdenerwowanym od dzisiejszych występujących. 
Jeden za drugim zaczęli wchodzić po schodkach prowadzących na miejsce dzisiejszego koncertu. Czekali na tę chwilę całe swoje życie. Ich pierwszy poważny występ jako jednego zespołu. Sądzili, że nic nie popsuje tego momentu. Muzyka zaczęła grać. Piosenkę zaczęli trochę nerwowo i niepewnie, jednak wystarczyło jedno spojrzenie na publiczność i cała nieśmiałość w ich głosach ulotniła się i skakali z wielką energią po całej scenie, śpiewając jak najlepiej mogli. Starali się tak bardzo chyba tylko podczas Domu Jurorów w czasach x factora. W końcu nadszedł ten czas, na który czekali wszyscy, nie tylko Harry, jako że była to jego solówka, ale także reszta członków, gdyż wiedzieli jak stresujący moment jest to dla chłopaka. Loczek już otwierał usta i kiedy powinien rozpoczynać śpiewać zdał sobie sprawę z tego, że zapomniał wziąć wystarczającą ilość powietrza do płuc. Doprowadziło to do tego, że w połowie wersu musiał odetchnąć, przez co tekstu przez niego śpiewanego w ogóle nie było słychać. Gdy skończył, tylko pokręcił głową, a reszta chłopaków poklepała go po plecach, wiedząc, że będzie się tym zadręczał. 
Po skończonym występie, zeszli ze sceny. Harry nie zważając na nikogo, nawet się nie przebierając ze stroju zszedł do piwnic z telefonem w ręku. Usiadł na jakimś wystającym murku, wściekły na siebie jak jeszcze nigdy wcześniej. Oparł czoło na dłoni i podniósł komórkę, wpisując w wyszukiwarce internetowej ‘Harry spieprzył’, a następnie zamknął oczy. Z jednej strony próbował powstrzymać łzy, a z drugiej bał się wyników wyszukiwania. Wziął głęboki wdech i wraz z głośnym wydechem otworzył oczy. Czytając każdy kolejny komentarz na temat jego dzisiejszej porażki czuł się coraz gorzej. Już nie tylko był zły ze względu na to, co się wydarzyło, ale zastanawiał się, czemu ludzie mieli o nim tak złe zdanie. Teraz już nawet nie powstrzymywał łez. Spływały one potokami z jego oczu, mocząc wypożyczony kostium. W przypływie furii rzucił telefonem o ziemię i objął swoje kolana rękami. Zatracony w swojej beznadziejności nawet nie usłyszał zbliżających się hałasów. Poczuł tylko jak coś ciężkiego przytula się do jego ciała.  
- Harry! W końcu cię znaleźliśmy! Tak strasznie się o ciebie baliśmy. Nie wiedzieliśmy gdzie się podziałeś! - koledzy z zespołu przekrzykiwali się jeden przez drugiego, próbując jak najciaśniej objąć zapłakanego chłopaka. Nagle zauważyli roztrzaskaną komórkę na kafelkach. Spojrzeli po sobie ze smutkiem w oczach, a następnie zwrócili wzrok z powrotem na loczka. 
- Skarbie, cokolwiek przeczytałeś w sieci nie masz na to zwracać uwagi. Czy ty mnie słyszysz? – Liam próbował podnieść brodę Hazzy, aby ten się na niego spojrzał, co nie wychodziło mu raczej za dobrze. 
- Zostawcie mnie! Po co w ogóle zadaliście sobie trud z odnalezieniem mnie?! Jestem do niczego! Nie rozumiem, co ja robię w tym zespole! Wy wszyscy jesteście wspaniali… a ja? Nie umiem nawet złapać głupiego oddechu w czasie śpiewania! Nic dla nikogo nie znaczę! Niby mam tyle fanek, ale bądźmy ze sobą szczerzy, kochają mnie one tylko ze względu na moje loczki i dołeczki w policzkach! Nawet nie zadają sobie trudu z poznaniem mnie, z zajrzeniem w głąb mnie, w moje cechy charakteru, niecodzienne zachowania i nawyki. Może… - z każdym kolejnym słowem głos Harry’ego załamywał się coraz bardziej. Jego wzburzony monolog przerwał Zayn, uciszając go podniesieniem ręki. 
- A może byś się zamknął i posłuchał to, co my mamy do powiedzenia? Jesteś wspaniałym chłopakiem. Zabawnym, opiekuńczym, dość zboczonym…  
- Co nam wcale tak nie przeszkadza – wtrącił ze śmiechem Niall. 
- … gentlemanem, w którym zawsze można znaleźć oparcie. Oczywiście, że masz dziwne nawyki, ale czynią cię one tylko jeszcze wspanialszym. A wiesz dlaczego? Bo bez nich nie byłbyś już sobą. Nie byłbyś człowiekiem, którego kochamy. Człowiekiem, którego nie da się nie kochać! 
- A jeżeli chodzi o twój śpiew – wtrącił Liam – nigdy jeszcze nie zetknąłem się z osobą, która w wieku 16 lat potrafiłaby zaśpiewać tak jak ty. Masz wspaniałą barwę głosu, która z każdym kolejnym występem będzie się tylko ulepszała. A jeden nieudany moment? Nie powinien on wpłynąć na ocenę twojej osoby. Każdy mógł mieć gorszy dzień. Ja wiem co ty sobie myślisz. Wszyscy wiemy… Ze szczerego serca możemy ci powiedzieć, że… 
- Nikogo dzisiaj nie zawiodłeś! – krzyknęli chłopacy zgodnie patrząc Harry’emu prosto oczy. W tym momencie chłopak po prostu rzucił się im na szyję, kolejny raz przypominając sobie jak bardzo kocha tych idiotów.
Opróżniona już butelka po wódce opadła z donośnym hukiem na podłogę, przetaczając się kawałek po panelach. Dość mocno wstawiony chłopak nawet na nią nie spojrzał. Prychnął tylko, zanosząc się bardzo krótkim, żałosnym śmiechem. Jak mógł martwić się tak błahymi problemami? Miał wtedy wszystko. 


Dni mijały. Każdy z nich wyglądał tak samo. Pobudka, jedzenie resztek po ostatnich wielkich zakupach zrobionych przez Niall’a, użalanie się nad sobą, rozpamiętywanie, coraz większa ilość używek w organizmie i na koniec odrobina niespokojnego snu.


Pewnego dnia chłopak stanął przed lodówką. Na półce została ostatnia rzecz do zjedzenia. Spożywając ją uświadomił sobie, że jutro będzie musiał iść na zakupy, co oznacza przebywanie pośród ludzi.  To tak jakby wrócił do rutyny życia, po prostu ruszył dalej, ale już bez nich. Jednak tak nie było. Nie dopuszczał do siebie rzeczywistości. Żył przeszłością.

Po posiłku wrócił do salonu, rozejrzał się po nim. To był moment, w którym zdał sobie sprawę, w jakich warunkach żył przez ostatnie dni. Wszędzie walały się puste butelki po alkoholu i opakowania po papierosach. Dobrze, że nie miał dostępu do niczego mocniejszego, bo na pewno na tym by się to skończyło. 


Zrozumiał, że tak dalej nie może funkcjonować. Przymknął oczy i nagle niespodziewanie jego umysł wypełniła jedna myśl. Nigdy nie spełnią swojego największego marzenia – nie wydadzą płyty. Opadł na kolana. Dopiero teraz to tak naprawdę do niego dotarło. Tak ciężko pracowali, aby to zrealizować. Tak bardzo się cieszyli z każdego małego sukcesu, który ich do tego przybliżał. To niemożliwe, żeby tyle wysiłku poszło na marne…


Usiadł na podłodze, opierając się plecami o fotel. Twarz schował pomiędzy objęte rękoma kolana. Zaczął głośno płakać, bezwiednie poruszając się w przód i w tył. 


Kiedy w końcu się uspokoił zlustrował wzrokiem całe pomieszczenie. Już wiedział, co musi zrobić. Nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby zaprzepaścił ich ciężką pracę. Jego przyjaciele włożyli w nią całą swoją duszę i zasłużyli na to, aby to nie poszło na marne.

Teraz ma tylko jeden cel w życiu – stworzy brakujące trzy piosenki i spełni to marzenie, a zarazem obowiązek wobec zmarłych przyjaciół. Sprawi, że stamtąd gdziekolwiek teraz są, ujrzą jak to, co pozostawili po sobie na ziemi, stanie się powodem, dzięki któremu zapiszą się w sercach milionów ludzi, którzy nigdy o nich nie zapomną. 


Jakkolwiek miałoby to wpłynąć na jego życie, on się nie podda. Zrobi to.

Wyda płytę.

````````````````
Karola: Co mogę powiedzieć? Mam nadzieję, że wam się jak na razie podoba. : ]

Ola: Nie sądziłam, że kiedykolwiek doczekam się momentu, w którym coś mojego pojawi się w Internecie. Mam nadzieję, że opowiadanie was zainteresuje. Enjoy.

Do następnego!

Koala xx


czwartek, 2 sierpnia 2012

ZAPOWIEDŹ



Tytuł: Always Smile

Bohaterowie: Louis Tomlinson i Harry Styles oraz postacie drugoplanowe: Simon Cowell, Ed Sheeran

Zapowiedź: Czwórka przyjaciół i jedno marzenie. Los zdaje się zawsze im sprzyjać. Jednak do czasu. Do momentu, gdy pewien incydent zaważa na całej ich przyszłości. Obraca on życie Harry'ego o sto osiemdziesiąt stopni.

Od autorek:
Karola: Witam wszystkich! Cieszę się, że mogę się znowu z wami spotkać - tym razem przy tworzeniu opowiadania razem z moją przyjaciółką. Zapowiada się naprawdę owocna współpraca! Mam nadzieję, że wam się spodoba nasz pomysł i że będziecie z chęcią oddawali swoje opinie.

Ola: Cześć! Wraz z tym opowiadaniem rozpoczynam swoją przygodę z pisaniem. Zdecydowałam się na współpracę z Karolą po kilku namowach i mam nadzieję, że nikt nie będzie żałował tej decyzji. Sądzę, że pomysł jest ciekawy, ale bardzo chętnie posłucham waszych opinii na temat bloga.

Do zobaczenia wkrótce!

````````````
Koala xx